Rozdział III. Klejnot w Koronie.

Orcze Kopalnie (16° 41'N 21° 30'W)

Któż o orkach nie słyszał! Podstępnych, plugawych i śmierć wokoło niosących. Swych fortów, po świecie całym rozsianych wiele mają, a i na drogach i w lasach gęstych napotkać ich można. Jest jednak miejsce jedno, co ogromem swym przytłacza, a ogrom siły złowrogiej weń drzemiącej wszystko co ogromne swym krwawym majestatem z nóg zwala. Ah! Biada tym co zapuścić się w czeluści jaskini orków zechcą. Ni opatrzność, ni oręż zbrojny nie pomoże, gdy siłą rozjuszoną horda cała z otchłani pędem nieokiełznanym nań wyleci. Modły do Rymna, Innisara niczym jawić się mogą wobec nieokiełznanej siły oręża orczego... a jama ta, największym siedliskiem robactwa tego. Jedną historyję niedługą Wam żeknąć pragnę, a przed latami wieloma tragedia owa się wydarzyć chciała. Opowieść ta o Jonaszu, mężu w świecie całym niezawinionym i o niewieście Isabell, urokliwszej od setek dziewcząt innych, o uczuciu dwojga tych łączącym, poświęceniu wielkim, okrucieństwie i sztylecie w plecy wbitym... Tak oto Isabell, ukochana Jonasza na przejażdżkę konno się udała, do lasu gęstego, by chwil kilka w ustroniu drzew modrych spędzić, by śpiewu ptaków usłuchać i woni kwiatów barwnych doznać. Nie było jej jednak danym do domu wieczora tego powrócić, ona to przez orków kilku uprowadzona została. Gdzieś w dal nieznaną nikomu, gdzieś gdzie człowiecza stopa dawno już nie postawiła oblicza swego. Żal niepojęty na rodzinę Isabell spadł, a i ten co w sercu nosił oblicze jej, niczym gromem z nieba jasnego rażony na ziemię upadł na wieść o wydarzeniu tym okrutnym. Orcza wataha do kopalń dziewczę to urokliwe zawiodła, a tam w celi ciasnej i wilgotnej ją więżąc, o złota górę całą złoczyńcy zawołali. Z nikąd okupu takiego szukać było, mimo że majątek cały w złoto obrócić znajomkowie by mieli. Na wieść tą, nadzieje i plany piękne w przepaść najgłębszą rzucające, Jonasz samotnie, bez broni, ni strawy jakowej, z kagankiem w dłoni do kopalń się udał, by orcze pomioty o łaskę wybłagać. W poniżenia drodze całej, niby pokutnik brnąć przez las szyderstw i poniżeń w korytarzach, do ukochanej swej przybył. Do stóp wodza hordy tej nienasyconej padł i wymianę zakładników śmiałą zaproponował, aby swym obliczem życie tej jedynej ratować. Wzruszony obrotem spraw, ten co watahą całą dowodził zwrócił wolność obojgu nieszczęśnikom a na drogę dwa rumaki podarował... Nim historyi owej zakończenie zdradzę, wniosek jeden wysnuć pragnę „Zło złem się jawi, lecz złowroga może być tylko maska, dobroci oblicze skrywająca”. Jonasz i Isabell do domostw swych powrócili, lecz niewiasta ta w czasie krótkim amanta nowego znalazła, majętniejszego może? Bardziej w świecie cenionego być może? W zapomnienie odwaga i poświęcenie Jonasza poszły, czyn miłości ponad życie własne ułożenie. Tu także morał się rodzi krótki „Dobro dobrem się jawi, lecz dobrotliwa może być tylko maska, bezduszności oblicze skrywająca”. Spójrz wędrowcze zatem na przypowieść tą zacną i odpowiedz czyż człowieka czyny okrutniejszymi od orczego barbarzyństwa nie są...?


Dodano: 2006-10-20
(Ostatnia Zmiana: 2015-11-13)