Rozdział III. Klejnot w Koronie.

Ogniste Groty (156° 42'S 112° 32'E) (17° 55'N 12° 22'W)

Ląd! Ląd! Ląd na horyzoncie! - Doszedł mnie donośny krzyk z bocianiego gniazda... Nareszcie! - Powiedziałem sam do siebie... Trzy tygodnie żeglugi to o trzy tygodnie za dużo... Serpenst Hold jak nie jedno miasto Morza Sosaryjskiego było pobudowane na niewielkiej, gęsto porośniętej lasem wysepce. Ludzi wielu tam nie widziałem, tylko adepci szkól wojennych, rycerze i wojacy wszelacy. Zdziwił mnie widok tylu zbrojnych w jednym miejscu, o przygotowaniach do jakiej bitwy żem myślał, lecz szybko me wątpliwości zostały rozwiane... miasto to wielkim placem treningowym było, a w warownych basztach liczni rycerze z giermkami swemi mieszkali. Nad wieczór do karczmy zastępy całe się kierowały, by strawy jakowej skosztować a i napitkiem mało kto wzgardził. Był wśród biesiadników podeszły wiekiem mąż potężny. Mimo lat upływu, co na twarzy jego zmarszczek wiele przysporzyło, muskuły niczym skala twarde posiadał, a spojrzenie sroższe od niejednego kata. Wyrwidąb go wołali, a opowieści wielce zajmujące prawił. Jednej żem uwagi swej więcej poświęcił, bo o cudach niespotykanych bajdurzył... ...i wtem jak nie łupnie! Jak nie huknie! Topór w jedną dłoń pochwyciłem, w drugiej ledwie dychającego towarzysza żem po ziemi ciągnął – opowiadał żywiołowo sędziwy wojak. Po mieście tym od wroga uciekaliśmy, aż grotę przed sobą ujrzałem, bez zastanowienia doń wstąpiłem, oddech głębszy chcąc zaczerpnąć. Mrok odległy omenem nieprzychylnym dla nas był i nim miejsce wygodne do ran opatrzenia znalazłem tarczą swą od ognia kuli chronić się musiałem. Oręż w dłoń pochwyciłem i chwili jednej nie tracąc czoła ogarowi stawiłem. Piraci, co miasto nasze najechali, w pogoni szaleńczej do jaskini owej za nami się udali. Naprzód ruszać było nam dane, w nieznane, by żywot swój przed barbarzyńcami ratować. Decyzja ta pochopną okazać się jednak miała i nim kroków tuzin postawiłem odgłos srogi z głębi uszy me doszedł. Nie człowieczy był on, a odór bił niemiłosierny, jak by kto trupa gnijącego w siarce trzymał. Ciepło niepojęte tam panowało, a miejscami widać było jak lawy jęzory dno jaskini zalewały. By nieszczęść naszych kresu dość nie było, to jaszczury jakieś szkaradne z legowisk swych skalnych spełzywać poczęły. Ogniste węże, harty i żywioły... Umarli magowie, licze i demony, ogrom bestii tam żyjących niepojęty był. Cóż nam jednak czynić było, kiedy okrzyki za plecami naszymi bandy dzikiej uszu naszych dochodziły. Naprzód i naprzód brnęliśmy w nieznane. Labirynt korytarzy na kontygnację niższą nas zaprowadził, lecz ślepe wyjścia wszystkie były. Błąkaliśmy się godzin kilka po jaskini ognia nieprzebytego, aż światło błękitne oczy nasze oślepiło. Słońce żeśmy ujrzeli, lecz inne to słońce było niż, to co nad Serpends Hold świeciło. W krainach zaginionych wędrówkę swa zakończyliśmy. Wejście drugie było to? A może przejście tajemne do świata nam obcego? – Wyrwibąd piwa dzban kolejny opróżnił, a ja od stołu wstałem słów tych pokrętnych słuchać dalej nie mogąc. Na spoczynek się udałem, lecz spokoju zaznać nie mogłem ni oka zmrużyć na chwilę, bo o jaskini ognia nieustannie myślałem. Czy aby krzty prawdy w historyji tej nie było? A jak ta jaskinia doprawdy istnieje i tajemne zakamarki przed światem skrywa. Jakiż śmiałek odnaleźć przejście owo zdoła? Może Tobie wędrowcze odwagi starczy i jaskinie ognia na powrót odkryjesz...


Dodano: 2006-10-20
(Ostatnia Zmiana: 2015-11-13)