Rozdział III. Klejnot w Koronie.

Elfy
Elfy:

Elf Fragment z Ksiąg Stworzenia (rozdz.4 "Rasy", podrozdz.1):

"Tchnienie przechadzało się wśród swojego stworzenia i czuło, że ciągle musi tworzyć. Długo rozmyślało, aż powołało do istnienia istotę drobną o szklistych, błękitnych oczach, długich włosach oraz smukłych, zręcznych dłoniach i nazwało ją Elfem. Istotę tę Nic szczególnie ukochało i przekazało jej dar mądrości."

Elfy dzielą się na Leśne i Wysokie, wszystkie wykształciły silną, nierozerwalną więź z naturą. Harmonia i wolność to najbardziej cenione wśród nich wartości. Często wzbudzają podziw ze względu na swój nietypowy wygląd. Posiadły niezwykłą biegłość w tworzeniu i posługiwaniu się bronią strzelecką, wszelkiego rodzaju włóczniami. Szczególnie ukochały łuki (w przeciwnieństwie do topornych i nieeleganckich kusz), które nierzadko opatrują runami, błogosławieństwami, a przy ich tworzeniu korzystają z tak rzadkich surowców jak włosie jednorożca. Nierzadko również można pośród nich spotkać wytrawnych wojowników posługujących się lekkimi, często bliźniaczymi ostrzami. Delikatne z pozoru, a zarazem niesamowicie zwinne, potrafią być groźnym przeciwnikiem na polu walki.

Specyfikacja rasy

Wchodzisz do karczmy pełen nadziei na kufel zimnego piwa, który ukoi nieco zmęczenie po całodziennej wędrówce. W środku jest tłoczno, wokół unosi się zapach tytoniu, potu i zakwasu, wszystko miesza się z wonią gotowanego jadła. Po chwili, kiedy Twoje uszy przyzwyczajają się do gwaru, orientujesz się, że wszedłeś w sam środek zażartej dysputy. Ludzie przekrzykują się nawzajem, trudno dociec o co idzie. Siadasz nie zwracając na siebie uwagi przy jedynym wolnym jeszcze stole, przy którym siedzi zakapturzona postać. Człowiek ćmi spokojnie fajkę i nie bierze udziału w kłótni. Rozglądasz się uważnie starając się połapać w tym całym rejwachu. Ktoś na środku izby krzyczy donośnie.

- A wiadomo co to za licha? Widzieliście ich uszy? Szpiczaste jako u skrzatów jakiś! I gały wielkie jak jeziora mają! A łukami to tak szyją, jakby się z nimi rodzili! Zwierza nam w lesie wybiją!
Z przeciwległego kąta sali rozlega się sfrustrowany głos.
- A i baby nasze jak na nich spozirają! A tfu!
Cała sala wybucha gromkim śmiechem, jegomość ze środka sali stara się wszystkich uciszyć.

- Tu się śmieć nie ma co, bo prawdę rzekł Wenert! Wiadomo czy im one też miłe nie są? Ryzykować będziemy?!
- A nam to nie miło popatrzeć na ichne kobiety? Widzieliście je? Jam widział i dotąd gęby zamknąć z podziwu nie mogę!
Zewsząd rozlegają się pomruki i przytakiwania.
- Coś zrobić musim! Przegnać ich! Niechaj obozują w jakim inszym lesie! Mówię Wam, nie wiadomo co takim do łbów strzeli, jeszcze urok jaki rzucą!
Po tych słowach na sali wre. Wszyscy krzyczą, jeden przez drugiego. Zupełnie nić nie można zrozumieć. Nagle postać siedząca obok Ciebie zaczyna mówić nie odrywając nawet fajki od ust. Mimo, że człowiek wcale nie sili się na uciszanie innych, wszyscy powoli się uspokajają. Ton jego głosu wprost zmusza do słuchania.
- To elfy. Elfy rozbiły obóz w waszym lesie. Dobrze wiecie wszyscy, że żadnego uroku na was nie rzucą, chyba że ten na który sami im pozwolicie. Wszyscy ślinicie się na widok elfek i boicie się, że wasze kobiety tak samo ślinią się na widok elfów. Nie w smak wam, że ich strzały trafiają za każdym razem, a wasze tylko co trzecia i to jak farta macie? Nie w smak wam, że oni tam teraz tańczą i śpiewają pod gwiazdami, że piją wino jakiego wy w życiu nie kosztowaliście, a wam tylko rozwodnione piwo i od rana harówka. Ja was rozumiem. Przepędzić chcecie to czego nie znacie, czego się lękacie i co was w oczy kole. No to ja wam o nich opowiem, co byście wiedzieli kogo przepędzacie.
Postać przysuwa do siebie świecę stojącą na środku stołu i zdejmuje z głowy kaptur. Po sali przechodzi szmer. Pół twarzy człowieka pokryta jest gojącą się, lecz wciąż ohydną raną. Po reakcjach ludzi widać, że znają tę twarz, a mimo to odwracają wzrok. Sam krztusisz się na jej widok piwem.
- Tak to mnie urządziły psubraty orki, o tym gadać nie trza, bo wiecie to dobrze. Nie wiecie jeno kto mi wtedy w sukurs przyszedł, gdym w lesie bez ducha leżał. Gdyby nie to, pewnie bym tam ducha wyzionął, a jeśli nawet nie, to teraz bym waszych gęb paskudnych nie oglądał. Nie kto inny jak te wasze straszne elfy uratowały mi wzrok.
Wszystkie oczy na sali patrzą w podłogę. Nikt nie ma odwagi wyrzec nawet słowa.
- Przygarnęły mnie jak swego, leczyły długie tygodnie, wyleczyły tak, że i wy niebawem śniadanie zwracać przestaniecie patrząc na mnie. Gdyby nie one, pół twarzy bym nie miał, a dzięki ich specyfikom goi się jak na psie. Nigdym wam nie opowiadał com widział w ichnej wiosce, to teraz powiem.
Człowiek zaciąga się dymem z fajki i mówi spokojnie dalej.
- Jak już nieco wydobrzałem, tak że chodzić mogłem i do domu mi się ckniło zaprosiły mnie na ognisko, święto to jakieś ichne było, Lammas mówiły, czy tak jakoś. Ten, co mnie doglądał jak bez ducha leżałem, zaprowadził mnie przez las w miejsce gdzie ucztować miały. Drzewa tam takie rosły jakich nigdym nie widział, domy wokół nich piękne, okiennice jakby z koronki zrobione, wszystko aż się skrzyło w świetle lampionów. Mnogo ich tam było, a wszystkie jako i te z lasu naszego piękne i dostojne. Oszołomiony nieco tym wszystkim byłem, bo jako sen to wyglądało. Ogień wielki po środku polany rozpaliły, w wokół światła kolorowe latały, nie wiem ja czy to magia była, czy istoty jakieś nieznane. Niektóre z nich twarze ozdobione dziwnymi malunkami miały i włosy w barwach tak pięknych, że dech w piersiach zapierało. Ale nic to wszystko w obliczu ichnych kobiet. Te jako rajskie ptaki z wielkimi sarnimi oczami i śmiechem srebrzystym były. Gdy wszyscy zasiedli wokół ognia cisza zapanowała, z kręgu powstało kilka z nich i choć młode oblicza mieli, w oczach ich mądrość wiekową widać było. Jakaś Starszyzna, pomyślałem ja wtedy, być to musi. Unieśli dłonie i mówić poczęli w ichnym języku co jako śpiew się wydawał. Nic nie rozumiałem, ale przed oczyma stanęły mi lasy bezbrzeżne, morze falujące, wodospady skrzące się w świetle księżyca. Gdy mówić skończyli pozostałe elfy krzyknęły coś chórem, że aż gwiazdy na nieboskłonie zamigotały. Potem kilka z nich grać zaczęło, a muzyka... Takiej muzyki nigdym nie słyszał. Instrumenty ich lśniły światłem dziwnym, a dźwięk każdy jakby żywy. Elfki śpiewać poczęły i mimo, iż znowu nic zrozumieć z ich języka nie mogłem, poczułem o czym śpiewają. W śpiewie tym tęsknoty tyle i emocji było, że trudno to słowami opisać. Kiedy skończyły zabawa się zaczęła. Niektóre opowiadały sobie historie jakoweś, ale wszystko w ichnym języku. W końcu jedna z elfek rzekła po naszemu, że przecie gościa mają i nie godzi się zostawiać go tak samemu sobie. Wtedy jeden z tych Starszych, w szacie co jako niebo barwę miała, spojrzał na mnie i powiedział, że chętnie by czegoś posłuchały, opowieści jakieś i że może bym ja coś rzekł. Zmieszałem się bardzo, bo co ja im mogłem opowiedzieć. Powiedziałem jeno, że to ja więcej się dowiedzieć od nich mogę i jeśli ich wola taka, to ja chętnie bym ich historyji posłuchał. Starszy elf skinął dostojnie głową, zerknął na siedzącego po swojej prawej elfa. Ten włosy miał koloru chabrów, zaplecione w dziwne sploty. Twarz jego zdobił malunek co od czoła na lewe oko nachodził, a w oczach jego błysk widać było. Zapytał co chciałbym wiedzieć. Pod spojrzeniem jego nieśmiało rzekłem, że chętnie posłucham skąd przybywają i kogo za stwórcę swego mają. Elf uśmiechnął się lekko i opowiadać zaczął:
- Przed wiekami, kiedy to ziemie skały same przecinały i rwące strumienie, stąpały po niej różne istoty, które niektórzy bogami nazywają, inni duchami, żywiołami, a jeszcze inni Tchnieniem i Furią zwać je zwykli. Wszystkie one swój początek z Pustki Bezkresnej biorą i wszystkie jednym są, tylko w innej postaci. Wtedy to właśnie, byt przez ludzi Tchnieniem zwany przechadzał się między strumieniami i szmeru ich słuchał. Szept wodospadów tak bardzo miły mu był, że chciał go mieć zawsze przy sobie. Zastanawiał się jak zakląć brzmienie i wpadł na pomysł taki by stworzyć drzewo, a z niego harfę. Wyrosło ono jak tylko idea zrodziła się w istocie Tchnienia, a gałęzie jego skrzyły się złotem i srebrem. Liście szeptały wciąż opowieści najpiękniejsze, tak cudne, że strumień obok przepływający ucichł na chwilę. Na to wszystko nadciągnęła Furia, która to po świecie wędrowała. Nie miły był jej kojący szmer wśród liści Pradawnego Drzewa, gałąź więc jego złamała i w łuk i strzały ją przemieniła. Cięciwę z płomienia utkaną naciągnęła mocno i wypuściła strzałę o ognistym grocie prosto w drzewo. Ta wbiła się po lotkę. Ziemia zawyła, pień zatrząsł się od uderzenia tak silnie, że wicher w koronie się zerwał i zaszumiał straszliwie, strumień pod korzeniami płynący trysnął wodą w trwodze, że drzewo spłonie. Posypały się złoto-srebrzyste liście Wielkiego Drzewa, posypały się na wszystkie strony. Skroplone wodą, dotknięte ogniem, roztańczone na wietrze upadły na ziemię.
Tchnienie i Furię zahipnotyzował ten taniec stały tak i wpatrywały się swoim jestestwem w liście, aż te nie dotknęły ziemi. Wtedy stała się rzecz niesłychana, z liści narodziły się istoty o wielkich oczach. Narodziły się elfy.
Kiedy chabrowłosy skończył mówić zapadła długa cisza. Po chwili przerwał ją dźwięczny głos jakiejś elfki:
- Piękna to historia Elanthielu, piękna lecz wiedzieć musisz, że istnieje jeszcze inna.
Głos elfki krył w sobie ironię, jednak patrzyła na elfa pełnym ciepła wzrokiem. Elf żachnął się i wziął łyk wina. Oczy miała szmaragdowe, a srebrne włosy spływały długimi puklami na ramiona. Opowiedziała mi historię, z której wynikało, że elfy z światła gwiazd się zrodziły, a dowodem tego na ziemi są kamienie, w których podobno zaklęta jest dusza pierwszych elfów.
Gwiezdne szafiry. Później usłyszałem jeszcze kilka opowieści, wszystkie tak samo piękne, a każda inna. Tak jak elfy, które je opowiadały. Niektóre dumne i wyniosłe, mówiły spokojnie i jakby bez emocji, inne opowiadając gestykulowały i ekscytowały się z każdym słowem. Były tam i takie, które pytane nie odpowiadały, tylko patrzyły na mnie wzrokiem wiele mówiącym o tym, co myślą o mojej obecności. Jednak ani słowem mi odczuć nie dały żem tam nieproszony. Byłem ich gościem. Dowiedziałem się później, że wśród nich podział istnieje, dlatego pewnie historii ich powstania kilka usłyszałem. Dzielą się one mianowicie na Elfy Leśne (te bardziej nieokiełznane) i Elfy Wysokie. Wielem tam jeszcze widział niesamowitych rzeczy, ale jedno zapamiętam do końca swych dni. Kiedy się żegnałem z nimi, obdarowany hojnie nowym wierzchowcem, futrem i jadłem, zapytałem elfa który mnie odprowadzał, czy te wszystkie legendy prawdą są, a jeśli tak, to która z nich najprawdziwsza. Odpowiedział mi takimi słowami:
- Wszystko mój wilku zależy od tego kto słucha. Jeśli słucha głupiec, którego oczy i uszy zamknięta są na cuda świata, żadnej prawdy tam nie odnajdzie.
Zapytałem czym tedy się różnimy my i oni, a on na to rzekł z tajemniczym uśmiechem:
- Wszyscy jesteśmy roztańczonymi na wietrze liśćmi, różnica jest tylko jedna, niektóre z nas zachowały pamięć o swoim drzewie, inne dały się porwać i uwieść wichrom.


Człowiek przestał mówić, a w sali zapanowała absolutna cisza. Wstajesz ukradkiem i wychodzisz z karczmy zostawiając pogrążonych w zamyśleniu ludzi samym sobie. Na zewnątrz panuje mrok, noc otula Cię swoim czarnym płaszczem. Z nieboskłonu patrzą na Ciebie gwiazdy, zaciskasz dłoń na chowanym w kieszeni małym kamyczku szafirowej barwy. Rozglądasz się i bez wahania wybierasz krętą, wąską ścieżkę. Ścieżka znika w pobliskim lesie...


Specyfikacja rasy

bruxa
Dodano: 2008-04-21
(Ostatnia Zmiana: 2016-10-01)