Rozdział III. Klejnot w Koronie.

Labirynt


„Pycha jest zwierciadłem, które zawsze schlebia: pomniejsza nasze wady, powiększa nasze cnoty.” 

 Dziennik kapitański, dzień 9 miesiąca Księżycowego Blasku, roku 1051.

Popijając kolejny kufel gorzkiego piwa z Jhelom w tamtejszej karczmie natknąłem się na pewnego śmiałego jegomościa. Twierdził jako w pojedynkę stado smoków pokonać potrafi, demony mu niestraszne a krakeny zjada na kolacje. Przy tym wszystkim wydawał się zabawny, więc pobłażając mu nieco zaproponowałem zakład. Mieliśmy udać się do Labiryntu by tam pokazał mi swe niezwykłe zdolności. Dużo osób w karczmie słuchało, to i śmiało przystał na tą propozycje. Godzina nie minęła jak płynęliśmy w stronę ruin Trinsic. Schodząc na ląd, od wschodniej strony ruin, przemknęliśmy się nieopodal domeny szalonego błazna co ze szczurami ponoć gada i pomknęliśmy prosto do zasypanej świątyni, gdzie wrota ogromne do Labiryntu prowadziły. Już na wejściu naskoczyły na nas minotaury oraz żywiołaki burzy Podmuchami i Mistralami zwane. Młodzik radził sobie zadziwiająco dobrze a z każdym powalonym cielskiem rozpychało go uczucie wyższości i chwalić się tym nie omieszkał. Budynki i chodniki z piaskowca tworzące całą plątaninę korytarzy prowadziły nas dalej, a z każdym krokiem wyzwanie było się coraz cięższe. Minotaury dwoiły się i troiły by pozbyć się najeźdźców. Największą trwogę budzili ich przywódcy zakuci w zbroje płytowe z mieczami w dłoniach, każdym ostrym jak brzytwa i większym niźli człek przeciętny. Im dalej tym ich więcej, na drodze zaś stawały nam kolejne poczwary. Chimera o skórze jak smoła czarnej co władać zmarłymi potrafiła, jak i karłowaty smok o skórze ze szczerego złota i oddechu jak hydr stado razem wzięte. Chcąc życie zachować wyjścia nie miałem jak włączyć się w walkę, jednak towarzysz mój niesiony dumy podmuchem nie patrzył na swe rany i parł naprzód zarzekając się, iż nic to dla takiego śmiałka jak on. Gdy trafiliśmy na ptaki drapieżne o piórach ognistych i przerośnięte skorpiony, szybsze niźli najżwawsze rumaki, mój kompan nadal upierał się, że udowodni mi jak wielkim i wspaniałym jest wojownikiem wypleniając zło wszelakie z tego miejsca. Nie mając wielkiego wyboru ruszyłem z nim. Powrót w pojedynkę był zbyt ryzykowny. Gdy dotarliśmy do samego serca Labiryntu naszym oczom ukazał się ogromny stwór przypominający ni to minotaura ni to demona. Jego udręczone ryki wzbudziłyby trwogę nawet najodważniejszych rycerzy. Jednak młodzian w swej głupocie ruszył wprost na wroga przypłacając to życiem. Wystarczył jeden cios ogromnego młota, dzierżonego przez stwora, by pogruchotać kości wojownika i wysłać go do krainy Rymna. Nie widząc wyjścia z sytuacji rzuciłem sztyletem w nogę stworzenia by spowolnić pogoń i rzuciłem się do ucieczki. Za wolno jednak, bowiem w połowie drogi rozwścieczona bestia zdążyła mnie dopaść. Potężnym ciosem roztrzaskała mą runiczną tarczę, bez której czekała by mnie niechybna śmierć. Biegnąc ile sił w nogach wpadłem na grupę rogaczy, przed którymi wysypałem całą zawartość mej sakwy. Zapewne ocaliło to mą skórę, bowiem gdy mieszkańcy tego przeklętego miejsca rzucili się na monety, ja przebiegłem obok a udręczony olbrzym biegnący za mną wpadł na swych współbraci i najwyraźniej zarzucił pościg. Przekraczając próg bramy prowadzącej do ruin Trinsic w duchu dziękowałem Bogom za darowanie życia. Wracając do Jhelom miałem pusty trzos, roztrzaskaną tarczę i puste miejsce przy pasie po ulubionym sztylecie.
Tego dnia zdałem sobie sprawę, iż nie ma nic groźniejszego niźli pycha ludzka, bowiem pogrążyć może ona każdego kto się doń choć zbliży…



Poza zwykłymi potworami w labiryncie można zmierzyć się z tak zwanym czempionem labiryntu, czyli wielkim minotaurem Meraktusem. By go przyzwać należy pokonać 25 minotaurów w środku labiryntu. Po osiągnięciu tego poziomu pojawia się rozwścieczona inkarnacja Meraktusa w obstawie udręczonych minotaurów.

Minotaury liczące się do "nabijania"  wymaganej ilości to Minotaury, Minotaur Zwiadowca i Minotaur Nadzorca.
Nie ma znaczenia kto i kiedy pokona minotaury - po nabiciu 25 sztuk, na końcu labiryntu pojawi się Meraktus i pozostanie tam aż ktoś go pokona. Przy wyciąganiu go poza obszar dziedzińca, teleportuje się na miejsce swojego spawnu i leczy wszystkie rany więc należy walczyć z nim w ramach jego "warowni".





Elfu
Dodano: 2010-02-07
(Ostatnia Zmiana: 2015-11-13)