Rozdział III. Klejnot w Koronie.

Oblodzone Jaskinie


„W miarę wzrostu bogactw rośnie i chciwość - im więcej kto ma, tym więcej pragnie.”

 

Dziennik kapitański, dzień 20 miesiąca Śnieżnej Zamieci roku 987.

Dzisiejszego ranka wraz z czternastoma członkami mej nowej załogi ruszyłem w kierunku lodowych pieczar na północ od Wrong. Stary pustelnik nie kłamał opisując te wiecznie zmarznięte jaskinie. Brak światła i upiorne odgłosy tutejszych mieszkańców nie wzbudzały niczyjego entuzjazmu, a przeszywający do szpiku kości chłód od razu zaczął dawać się we znaki. Zgodnie ze słowami starca gdzieś w tych korytarzach, skryta pod osłoną lodu, spoczywa lodowa trumna istoty czystego chłodu. Tylko ta krucha klatka powstrzymuje lodową Panią przed ponownym wyjściem na świat, jednak kto by się tym przejmował gdy mroźny sarkofag skrywa także majestatyczne skarby antycznych czasów ? Z tą ogrzewającą myślą ruszyliśmy w głąb wiejącej chłodem czeluści. Napotkane lodowe pająki, węże i trole nie stanowiły większego wyzwania, więc wyprawa żwawo poruszała się naprzód. Ku memu zaskoczeniu jeden z korytarzy był całkiem inny. Pozbawione lodowej pokrywy schody z jarzącymi się nikłym, błękitnym światłem runami zaprowadziły nas wprost do zniszczonego fortu pełnego człekokształtnych szczurów. Nim zdążyłem wydać rozkaz ataku te rzuciły się na nas zabijając pierwszą trójkę. Dalsza walka przebiegła zadziwiająco gładko i po chwili w uszczuplonej grupie zabraliśmy się do poszukiwań sarkofagu i kosztowności. Niestety, poza odrobiną monet, jedyną ciekawą rzeczą w tej części jaskiń był barwnie mieniący się słup iskier. Gdy wepchnąłem weń jednego z mych ludzi, by sprawdzić co się z nim stanie, ochotnik zniknął. Po niespełna minucie wyszedł z powrotem oświadczając, że trafił do krypt zwanych przez podróżników Khaldun. Mając na uwadze niebezpieczeństwa czyhające za magicznym przejściem i co ważniejsze pewność że lodowa trumna musi być głębiej w jaskiniach, zawróciliśmy do zamarzniętych korytarzy. Przechodząc przez śnieżne mosty nad rzeką, na tyle wartką by nie zmienić się w mroźne szkło, natknęliśmy się na legowisko wielkiego białego smoka. Ten zaś nie był zachwycony naszą wizytą i w następującej bitwie zginęło kolejnych czterech członków mej załogi. Skrzynie pełne skarbów w legowisku gada całkowicie rekompensowały straty w ludziach, więc z uśmiechem na twarzy ruszyliśmy dalej. Na północnym krańcu podziemi znaleźliśmy bramę sięgającą wysokości dwóch krzepkich drabów a za nią wiekowe, murowane pomieszczenia przypominające opuszczoną bibliotekę. W koło same regały z księgami a na domiar złego przeklęte miejsce zamieszkane było przez demony niczym ze szronu stworzone. Po gwałtownej śmierci trzech z pozostałych siedmiu załogantów, reszta mogła cieszyć się kosztownościami wyszabrowanymi z sakw demonicznych istot. Ciekawym zjawiskiem okazał się śnieżnobiały portal znajdujący się na środku zapomnianej biblioteki. By sprawdzić dokąd prowadzi wepchnąłem weń ochotnika a po chwili kolejnego, gdy pierwszy nie wracał. Gdy obaj nie wrócili, zdałem sobie sprawę, iż pozostali przy życiu ostatni dwaj piraci są niezbędni do zbadania jedynej, nie poznanej odnogi podziemi. Tak, rezygnując z badania portalu, wróciliśmy do jaskiń i podążyliśmy korytarzem na wschód. Tam w potyczce z lodowymi ogrami poległ przedostatni z mych towarzyszy, jednak jego śmierć nie poszła na marne bowiem przed nami ujrzeliśmy światło wpadające przez sporej wielkości dziurę w ścianie. Szczelina okazała się przejściem wprost do Ziem Utraconych. Wiedząc gdzie jestem pozbyłem się ostatniego załoganta zrzucając go z klifu wprost w odmęty wzburzonego morza. Mroźnej Pani ni jej trumny ani śladu ale żałować też nie ma czego. Z sakwami pełnymi złota ruszyłem do Nory Piratów by pokazać kosztowności jakie można zdobyć zaciągając się pod moją banderę i jeszcze tego samego dnia miałem kolejną nową załogę i plan następnej wyprawy…

 Kapitan Dimitri Si’Nafey.


Elfu
Dodano: 2011-09-21